Na sądowe rozstrzygnięcie tej sprawy (choć mówimy na razie o wyroku nieprawomocnym) czekało wielu spółdzielców w całej Polsce. Na wokandę bowiem trafił najgłośniejszy w ostatnich latach przypadek spółdzielczych sporów między zwykłymi obywatelami a kierownictwem. A sam wyrok, zdaniem wielu spółdzielców, śmiało będzie można przełożyć na sytuację w innych kooperatywach.

Próba przejęcia władzy

Chodzi o jesienne wybory 2018 r. do rad osiedli w Spółdzielni Mieszkaniowej Bródno w Warszawie. Jest ona jedną z największych w Polsce – 140 ha, zarząd nad ponad 200 blokami z betonowej płyty, ok. 30 tys. członków i 80 tys. mieszkańców. Więcej tu ludzi niż w Gnieźnie, Ostrowcu Świętokrzyskim, Suwałkach czy Białej Podlaskiej. Zarząd tak wielką organizacją sprawują od ponad 25 lat te same osoby.
W ostatnim roku doszło do przesilenia. Niezadowoleni mieszkańcy postanowili przejąć kontrolę nad radami osiedla, czyli formalnie najmniej istotnymi organami spółdzielni. W praktyce jednak najważniejszymi. To bowiem rady osiedla w 2019 r. zatwierdzały kandydatów do rady nadzorczej spółdzielni. A to rada nadzorcza decyduje o tym, kto będzie w zarządzie. Mówiąc najprościej: aby przejąć władzę w spółdzielni, trzeba najpierw mieć większość w osiedlach.
Reklama
Wyborów do rad osiedli dokonują zebrania kolonii. Te zwoływał zarząd – wyznaczył je na przełom listopada i grudnia 2018 r. Zaplanowano kilkanaście spotkań, a dwa ostatnie powinny odbyć się 6 grudnia. Spotkanie po spotkaniu okazywało się, że sprzyjający prezesowi kandydaci przegrywają z kretesem. W przeddzień ostatnich dwóch głosowań było już jasne, że większość w radach osiedli będą mieli ludzie nieprzychylni władzom spółdzielni, co w praktyce oznaczało, że kierownictwo zostanie przy okazji najbliższego walnego zgromadzenia wymienione.

Anulowane wybory

Kilka godzin przed ostatnimi zebraniami wyborczymi pracownicy administracyjni spółdzielni zaczęli dzwonić do ludzi, a gospodarze domów wywieszać na klatkach ogłoszenia. Wskazywano, że procedura wyborcza zostaje przerwana, a wyniki tych wyborów, które już zostały przeprowadzone, anulowane. Decyzję podjęli prezes zarządu Krzysztof Szczurowski i dwoje zastępców: Barbara Estkowska i Cezary Sierpiński. Powód? Udało im się skutecznie zarejestrować nowy statut spółdzielni w Krajowym Rejestrze Sądowym. A o rejestracji – jak przekonują – dowiedzieli się dopiero ostatniego dnia wyborów.
W statucie (przegłosowanym przez walne zgromadzenie, na którym większość mieli stronnicy prezesa) znalazł się paragraf sprowadzający się do tego, że kadencja rad osiedli zostaje o rok wydłużona. Zdaniem zarządu nie było zatem sensu przeprowadzać wyborów na obsadzone już miejsca.
Gdy prezes spółdzielni mieszkaniowej zorientował się, że wybory poszły nie po jego myśli, anulował wyniki. To bezprawie, ale prezes z uśmiechem na ustach mówi, że jak się komuś nie podoba, to może iść do sądu pisaliśmy w grudniu 2018 r. („Nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobi”, DGP z 14 grudnia 2018 r.).

Wygrana pierwsza runda

Jeden z mieszkańców, Tomasz Szynkiewicz, rzeczywiście skierował powództwo do sądu. Domagał się unieważnienia lub uchylenia uchwały zmieniającej statut. Kwestionował i wydłużenie kadencji rad osiedli, i to, że członek spółdzielni nie może skutecznie zgłosić kandydatury do rady nadzorczej bez akceptacji rady osiedla.
Sąd w wydanym w ostatni piątek wyroku stwierdził, że nie ma podstaw do uchylenia całej uchwały. Dopuszczalne jest bowiem wybieranie członków organów spółdzielni mieszkaniowej w wieloetapowej procedurze. Można zatem stworzyć taki model, w którym kandydat do rady nadzorczej musi zyskać akceptację rady osiedla. Ale już wydłużenie kadencji rad osiedli w trakcie ich trwania było bezprawne.
Nie można zmieniać reguł w trakcie gry, to jest oczywiste – podkreślił w ustnych motywach uzasadnienia sędzia Błażej Domagała.
Wskazał, że paragraf uchwały wydłużający kadencję rad osiedli trzeba uchylić jako sprzeczny z dobrymi obyczajami.
Działanie polegające na dodaniu takiego paragrafu oraz wskutek tego anulowaniu wyborów godziło w prawa spółdzielców – tych chcących kandydować do rad osiedli i tych, którzy chcieli po prostu zagłosować – wyjaśnił sędzia. I dodał, że to tak, jakby w trakcie kadencji Sejmu parlament podjął decyzję o jej wydłużeniu.
Zdaniem sądu co prawda kodeks wyborczy i orzecznictwo dotyczące wyborów powszechnych nie dotyczy spółdzielni mieszkaniowych, ale powinny one się nim kierować i nie zmieniać zasad wyborów na mniej niż sześć miesięcy przed ich rozpoczęciem.
Mieszkańcy przeciwni władzom spółdzielni uważają wydany wyrok za sukces, ale zarazem zdają sobie sprawę, że to nie koniec walki.
Po pierwsze, od rozstrzygnięcia przysługuje apelacja. Po drugie, nawet prawomocny wyrok może niewiele zmienić. Stało się już bowiem tak, że rady osiedli w niewłaściwym zdaniem sądu I instancji składzie (bo w ramach wydłużonej kadencji) rekomendowały radzie nadzorczej kandydatów (w 90 proc. członkowie rad osiedli wskazywali samych siebie). Walne zgromadzenie nie miało wyboru, bo przeciwnicy obecnych władz, nie uzyskawszy rekomendacji, nie zostali dopuszczeni do głosowania.
Jeśli więc zapadnie korzystny dla spółdzielców wyrok II instancji, rozpocznie się batalia o unieważnienie wszystkich uchwał rady nadzorczej od końca 2018 r.
Wyrok Sądu Okręgowego Warszawa-Praga w Warszawie z 26 lipca 2019 r., sygn. akt III C 1281/18. www.serwisy.gazetaprawna.pl/orzeczenia