Metoda "na kuratora"
O tym, że w ramach patologii warszawskiej reprywatyzacji istniało coś takiego jak "metoda na kuratora", mówiono od dawna. Winą obarczano przede wszystkim sędziów, którzy bezmyślnie ustanawiali kuratorów na rzecz osób mających grubo powyżej 100 lat. Czyli w rzeczywistości najprawdopodobniej nieżyjących.
Sędziowie w ostatnich miesiącach przekonywali jednak, że to miejska legenda. Że ani nie było przypadków ustanawiania kuratorów dla stukilkunastolatków, ani tym samym nie reprywatyzowano w ich imieniu nieruchomości. Wywiązał się w tej sprawie ostry spór między ministrem sprawiedliwości Zbigniewem Ziobrą a niektórymi orzekającymi.
Wiekowi właściciele
Z dokumentów zdobytych przez "DGP" wynika, że rację miał Zbigniew Ziobro. Metoda na kuratora przez wiele lat miała się dobrze. Wskutek jej stosowania oddano dziesiątki, a być może nawet setki nieruchomości. Skarb Państwa mógł na tym stracić setki milionów złotych.
Dowody? Podstawowym jest to, że już w 2008 r. Jakub R., ówczesny zastępca dyrektora Biura Gospodarki Nieruchomościami w stołecznym ratuszu, poprosił magistrackiego radcę prawnego o opinię: co robić w sytuacjach, gdy do urzędu zgłaszają się kuratorzy osób nieobecnych i nieznanych z miejsca pobytu? I czy znaczenie ma wiek tych osób?
Radca prawny Alina Domańska stwierdziła, że decyzje zwrotowe należy wydawać. Z tym zastrzeżeniem, by oznaczyć w nich beneficjentów jako nieznanych z miejsca pobytu. Przy czym – zastrzegła – gdyby wiadomym było, że uprawniony nie żyje, wówczas zwrotu dokonywać nie należy. Rzecz w tym, że nikt w urzędzie nie sprawdzał, czy ludzie, których reprezentują kuratorzy, żyją. Nie sprawdzano tego także w sądach, gdy reprywatyzacyjni kombinatorzy zgłaszali się, by zostać kuratorami.
W opinii Aliny Domańskiej czytamy o przypadku osoby 104-letniej, niewidzianej przez nikogo przez dziesięciolecia. W jednej z wydanych decyzji, do których dotarliśmy, kurator był powołany dla 115-latka.
To, że doszło do patologii i wypaczenia idei reprywatyzacji, przyznają niemal wszyscy. Różnica polega na tym, że członkowie komisji weryfikacyjnej ds. reprywatyzacji twierdzą, że należało robić inaczej. Urzędnik bowiem nie jest niewolnikiem powołanego kuratora. Mógł wydać decyzję negatywną. Możliwe też było powiadomienie prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa (za takie mogłaby zostać uznana wyrażona przed sądem chęć reprezentowania interesów osoby nieżyjącej). Przedstawiciele stołecznego ratusza twierdzą jednak, że inaczej postępować nie mogli, ponieważ byłoby to niezgodne z prawem.
– To w mocy sądu leży ustalenie zasadności ustanowienia kuratora i jego ustanowienie bądź odmowa. Trzeba pamiętać, że postępowanie takie toczy się w trybie nieprocesowym z udziałem wnioskodawcy i bez udziału organu administracji. Natomiast postanowienie sądu jest dla organu wiążące – podkreśla Agnieszka Kłąb, rzeczniczka Urzędu m.st. Warszawy.
Robert Kropiwnicki, poseł PO i członek komisji weryfikacyjnej, przyznaje jednak, że przed wydaniem decyzji należało sprawdzać, czy osoba, która jest beneficjentem decyzji, żyje. Informacje o tym w większości przypadków znajdują się w miejskich archiwach. Jeśli bowiem ktoś już nie żył, uprawnieni do ubiegania się o zwrot nieruchomości mogli być spadkobiercy, a nie kurator. Poseł Kropiwnicki zaznacza przy tym, że trudno o nieprawidłowości obwiniać Hannę Gronkiewicz-Waltz. – Kontrowersyjne decyzje podpisywał Jakub R. To sprawa dla prokuratury – mówi.
W przypadku nieruchomości przy ul. Łochowskiej 38 zresztą do urzędników zgłosiły się osoby przedstawiające się jako spadkobiercy. Na razie nie wiadomo, czy nimi rzeczywiście są.
Lek na całe zło
Rozwiązanie problemu metody na kuratora legło u podstaw uchwalenia małej ustawy reprywatyzacyjnej (Dz.U. z 2016 r. poz. 1271), która obowiązuje od 17 września 2016 r. Wpisano do niej wprost, że „nie ustanawia się kuratora dla ochrony praw osoby, jeżeli istnieją przesłanki uznania jej za zmarłą”.
– Zmiana przepisów, będąca częścią tzw. małej ustawy reprywatyzacyjnej, to efekt starań prezydent m.st. Warszawy, z których już od ponad roku korzystamy – wskazuje Agnieszka Kłąb.
– Między innymi z tego powodu zacząłem pisać małą ustawę, która takie sytuacje, jak ustanawianie kuratorów dla osób najprawdopodobniej nieżyjących, już uniemożliwia – twierdzi z kolei Marcin Bajko, były szef Biura Gospodarki Nieruchomościami, który podkreśla, że to nie Hannie Gronkiewicz-Waltz zawdzięczamy obowiązujące od roku przepisy.
– Za tą zmianą, m.in. znacznie ograniczającą działania kuratorów, nie zagłosowali prawie wszyscy posłowie obecnej koalicji rządzącej. Również ci, którzy dzisiaj najgłośniej krzyczą o nieprawidłowościach, np. poseł Patryk Jaki – zaznacza Agnieszka Kłąb. Przypomina też, że od ponad roku w Sejmie leży projekt dużej ustawy reprywatyzacyjnej, która pozwalałaby urzędnikom odmawiać zwrotu nieruchomości zamieszkanej przez lokatorów.
– Mieliśmy już przykłady, że ważne z punktu widzenia większości sejmowej ustawy – np. lex Szyszko – dało się uchwalić w dwa, trzy tygodnie. Co od ponad roku dzieje z projektem dużej ustawy reprywatyzacyjnej? Niestety nic – spostrzega rzeczniczka magistratu.
Większość członków komisji weryfikacyjnej oraz burmistrz Pragi-Północ Wojciech Zabłocki uważają jednak, że nie należy się zasłaniać ustawami. Jeszcze przed wejściem w życie małej ustawy wystarczyłby zdrowy rozsądek. Jako że go zabrakło, Warszawa stała się miastem duchów. Stolicą, w której w ręce nieżyjących od dziesięcioleci osób trafił majątek wart setki milionów złotych. A w zasadzie w ręce osób, które uznały, że będą interesy nieboszczyków reprezentować.