Złośliwi twierdzą, że to ze skąpstwa, choć szefowa Komisji Europejskiej zarabia miesięcznie 25 tys. euro. Jej otoczenie przekonuje zaś, że to z wygody. Niezależnie od powodów decyzja jest niecodzienna. Ustępujący szef KE Jean-Claude Juncker mieszkał w apartamencie w hotelu w Brukseli, ale do rodzinnego Luksemburga miał zaledwie 200 kilometrów.
W przypadku von der Leyen sprawa wygląda nieco inaczej. Jej rodzinnym miastem jest położony prawie 500 km od Brukseli Hanower. Tam też mieszka jej mąż. Szóstka dzieci studiuje i pracuje w różnych miastach na świecie.
Służby prasowe przewodniczącej elekt poinformowały w środę, że von der Leyen, tak jak inni ministrowie niemieckiego rządu od 2005 roku, będąc w Berlinie, zatrzymywała się w niewielkim mieszkaniu w budynku biurowym. Tradycja ma być utrzymana w Brukseli.
Warunki - i w Berlinie i te, jakie będą czekać na von der Leyen w belgijskiej stolicy - można uznać za skromne, zwłaszcza biorąc pod uwagę sumy, jakie miesięcznie wpływają na jej konto. Mieszkanie w budynku Berlaymont ma mieć ok. 25 metrów kwadratowych.
Nieoficjalnie współpracownicy von der Leyen przekonują, że takie rozwiązanie ma wiele zalet. Oszczędności na ochronie w dodatkowych lokalizacjach - niezależnie od tego, czy byłby to hotel, czy osobne mieszkanie. Berlaymont, główna siedziba KE, jest dobrze chroniony.
Zamieszkiwanie przy biurze ma być też praktyczne dla przewodniczącej KE - limuzyna z nią i ochroną nie będzie musiała przeciskać się przez brukselskie korki codziennie rano i wieczorem.
Juncker skarżył się w przeszłości, że przewodniczący KE nie ma rezydencji, a zamiast tego musi sam zapewniać sobie zakwaterowanie w Brukseli. Koszt wynajmu mieszkania w belgijskiej stolicy to w zależności od metrażu i okolicy od około tysiąca do kilku tysięcy euro miesięcznie.