To jeden z najważniejszych wyroków dotyczących spółdzielni mieszkaniowych w ostatnim roku (jego uzasadnienie niedawno się ukazało). Pozbywanie się "wrogich" spółdzielców przez władze betonowych molochów zdarza się bowiem dość często. Wielokrotnie zwolennikami takiego rozwiązania są pozostali zwykli spółdzielcy. Prawdą bowiem jest, że wszyscy składają się na boje z pojedynczymi niezadowolonymi z zarządu.
Agresywny spółdzielca
Sprawa, która trafiła przed oblicze sądu, dotyczyła – jak przyznał sam sąd – kłopotliwej członkini spółdzielni. Z ustaleń poczynionych w trakcie procesu wynika, że kobieta "wprowadzała zamęt na zgromadzeniach, była uciążliwa, naruszała porządek, zakłócała posiedzenia, starała się w różny sposób przekonywać do swoich propozycji, wytaczała przeciwko pozwanej sprawy sądowe, naruszyła nietykalność cielesną pracownika administracji". Ostatecznie została przez spółdzielnię mieszkaniową wykluczona z grona członków. Od tej decyzji się odwołała do sądu. Zarówno sąd okręgowy, jak i apelacyjny uznały jednak, że uchwały spółdzielni niekorzystne dla powódki należy uchylić.
Sąd apelacyjny podkreślił, że wykluczenie członka ze spółdzielni jest środkiem radykalnym i niezwykle dotkliwym. Zgodnie z art. 24 par. 2 prawa spółdzielczego (t.j. Dz.U. z 2018 r. poz. 1285) może być zatem dokonane jedynie w przypadku, gdy konkretne zawinione zachowanie członka spółdzielni było tak rażące, że powoduje, iż dalsze jego pozostawanie w spółdzielni będzie nie do pogodzenia z postanowieniami statutu lub zasadami współżycia społecznego. A takich zachowań powódce zarzucić nie sposób.
Najdalej idący zarzut pozwanej wobec powódki dotyczył naruszenia nietykalności cielesnej pracownika administracyjnego.
"Pracownik ten mógł wykorzystać środki prawne, które przyznaje mu obowiązujące prawo. Niedopuszczalne jest natomiast angażowanie do tego celu osoby trzeciej, jaką jest spółdzielnia, i wykorzystywanie środków przewidzianych przez Prawo spółdzielcze. Spory tego rodzaju nie mogą być rozwiązywane poprzez wykluczenie niektórych ze spierających się z grona członków Spółdzielni" – wyjaśnił sąd. I zauważył, że zdarzenie to miało miejsce na kilka miesięcy przed podjęciem uchwały o wykluczeniu. Trudno więc – zdaniem sądu – oprzeć się wrażeniu, że zostało powołane przez pozwaną jedynie dla wzmocnienia argumentacji mającej przemawiać za wykluczeniem powódki z członkostwa spółdzielni.
Sąd nad spółdzielnią
Inny z argumentów dotyczył zaskarżania wszystkich uchwał podejmowanych w spółdzielni. Pozwana argumentowała, że naraża to całą spółdzielnię na duże koszty obsługi prawnej, angażuje pracowników w procesy, zamiast w pracę na rzecz kooperatywy. Zarazem – zdaniem pozwanej spółdzielni – zaskarżane były uchwały w oczywisty sposób zgodne z prawem, w zasadzie niebudzące kontrowersji. I ten argument jednak nie przekonał sądu.
"Odnosząc się do faktu zaskarżania przez powódkę działań spółdzielni, wskazać należy, że nie można uznać go za działanie na szkodę spółdzielni, bowiem oczywistym jest, że powódka nie może być karana za realizację przysługującego jej prawa do zaskarżania uchwał będącego jedną z form zagwarantowanego konstytucyjnie prawa do sądu" – czytamy w uzasadnieniu wyroku. Sąd wspomina w nim o art. 45 konstytucji, który daje obywatelom prawo do sądu. I – jak wskazano – nie ogranicza go do określonej liczby postępowań przeciwko danemu podmiotowi.
"Bez znaczenia pozostaje ustalenie ilości wytoczonych przez powódkę przeciwko pozwanej spółdzielni spraw, czy było ich zaledwie kilka – jak wynika z ustaleń sądu I instancji, czy też – jak chce tego skarżąca – co najmniej kilkadziesiąt. Reagowanie na dostrzeżone nieprawidłowości było prawem, a wręcz obowiązkiem powódki jako członka spółdzielni" – stwierdził sąd.
Ustalenie granicy
– Ten wyrok nie odpowiada realiom. Niestety pieniactwo wśród spółdzielców jest znaczne. Przyzna to prezes każdej dużej spółdzielni. Szkoda, że zdaniem sądu za działania pieniaczy powinni płacić wszyscy spółdzielcy – komentuje członek zarządu jednej z największych spółdzielni mieszkaniowych w Polsce, proszący o zachowanie anonimowości. Jego zdaniem jedyną skuteczną metodą walki z – jak mówi – pieniaczami jest wykluczanie ich z grona spółdzielców. Oczywiście po kilkukrotnym ostrzeżeniu.
– Zgadzam się, że dla spółdzielni duża lekkość w wytaczaniu jej powództw przez spółdzielców może być uciążliwa. Ale zarazem zgadzam się z wyrokiem sądu – twierdzi z kolei adwokat Radosław Płonka, wspólnik w kancelarii Płonka Ozga. Jak bowiem przekonuje mecenas, nie można z kierowania spraw do sądu robić zarzutu choćby z tego względu, że stanowiłoby to niebezpieczny precedens i zachętę dla kierownictwa innych spółdzielni.
– Skoro można wykluczyć za zaskarżanie wszystkich uchwał, to czy można wykluczyć za zaskarżanie połowy? Albo jednej czwartej? A może jednej, ale bardzo ważnej? – pyta retorycznie prawnik. I dodaje, że sankcją dla pozywającego powinny być ponoszone koszty sądowe.