Nowe mieszkania kupowane od deweloperów cieszyły się dotąd niesłabnącą popularnością. W efekcie firmy z kwartału na kwartał chwaliły się rosnącą sprzedażą. Aż do tego roku. W II kwartale czołowi deweloperzy podpisali mniej umów z klientami niż rok wcześniej. Z taką sytuacją nie mieliśmy do czynienia od lat.
Dwanaście firm z branży nieruchomości, których akcje są notowane na warszawskiej giełdzie i które w związku z tym regularnie informują o swoich wynikach, od kwietnia do czerwca sprzedało niewiele ponad 5 tys. lokali. To o prawie 5 proc. mniej niż rok wcześniej. To równocześnie najsłabszy wynik od lata 2016 r.
Adrian Kyrcz, analityk spółek z branży deweloperskiej w DM BZ WBK, uważa, że to efekt wzrostu cen. – Decyzje zakupowe części klientów zostały przynajmniej odłożone w czasie. Wydaje się, że potrzebują oni nieco czasu na zaakceptowanie podwyżek – ocenia.
Według firmy Home Broker, pośrednika w handlu nieruchomościami, cena metra kwadratowego lokalu w największych miastach rośnie w tempie zbliżonym do 9 proc., a w niektórych ośrodkach podwyżki rok do roku przekraczają 10 proc.
– Deweloperzy nie kryją się ze wzrostem stawek, ale jeszcze w I kwartale rynek ich nie zaakceptował. Propozycje ofertowe były przez nabywców zbijane – przypomina Jacek Furga, szef centrum AMRON, ogólnopolskiej bazy danych o cenach nieruchomości.
– Z punktu widzenia deweloperów podnoszenie cen to racjonalne działanie. Bank ziemi się wyczerpuje i firmy mają problem z jego uzupełnianiem. Skutkuje to tym, że wyczerpuje się również oferta mieszkań. W tej sytuacji priorytetem powinna być walka nie o rekordy sprzedaży, ale o możliwie najwyższą marżę – wskazuje Adrian Kyrcz.