Jak mówił pełnomocnik Bartosz Przeciechowski, wiedza, którą dziś dysponuje prezydent Warszawy jest "nieporównywalnie większa niż wiedza, jaką przekazywano i raportowaniu pani prezydent do września 2016 r. Szereg informacji został przed panią prezydent zatajony, a w szczególności notatka z ministerstwa finansów z 2011 r. (dotycząca spłacenia roszczeń obywatela Danii ws. Chmielnej 70 - PAP)", stwierdził.

Reklama

Zaznaczył, że prezydent, po tym gdy uzyskała pełną wiedzę, np. o tym, że w toku procedowania pojawiła się informacja z ministerstwa finansów, podjęła szereg działań, które zmierzają do zmiany sytuacji. Zwolniła dyscyplinarnie szereg pracowników. Rozwiązała BGN i przeorganizowała je w Biuro Spraw Dekretowych - wskazał pełnomocnik.

Przypomniał, że toczy się śledztwo, a sąd okręgowy, stosując środki zapobiegawcze, w tym areszt wobec jednej osoby, uznał za wysoce prawdopodobne popełnienie przestępstwa niedopełnienia obowiązków przez pewną grupę urzędników oraz przyjmowanie korzyści majątkowej przez konkretnego urzędnika. Na podstawie ustaleń prokuratury istnieje prawdopodobieństwo, że istniała wśród grupa osób, której celem było uzyskanie korzyści majątkowej, której celem było popełnienie przestępstwa - podkreślił prawnik.

Wskazywał, że 12 maja 2016 r. prezydent złożyła zawiadomienie do prokuratury, "co było pierwszym takim działaniem formalnym ze strony jakiegokolwiek organu, zmierzające do weryfikacji działań, które miały miejsce wśród niektórych urzędników miasta". Przeciechowski dodał, że w sierpniu 2016 r. prezydent uzyskała też wpis w księdze wieczystej, w ramach którego użytkownicy wieczyści nie mogą zbywać ani obciążać tej nieruchomości. - To były działania, które uniemożliwiały obrót tą nieruchomością i miały na celu powrót jej do miasta, co nastąpiło. Protokolarnie nieruchomość została przejęta we władanie miasta. Dzisiaj nieruchomość przy Chmielnej 70 jest we władaniu miasta - stwierdził pełnomocnik.

Reklama

Inny pełnomocnik miasta, Zofia Gajewska podkreśliła z kolei, że prezydent uważa za słuszne udzielenie komisji wsparcia. - Prezydent m. st. Warszawy dostrzega odmienne stanowisko prawne komisji, jednak mimo wszystko za dominujące i trafne uznaje swoje stanowisko. Jest ono takie, że w świetle zasad postępowania administracyjnego, organ I instancji nie może być stroną, ani w postępowaniu w wyższej instancji, ani w postępowaniu nadzwyczajnym.

Gronkiewicz-Waltz: Zostałam wprowadzona w błąd

- Zostałam wprowadzona w błąd, oszukana. Poinformowano mnie, że zarówno dyrektor (Biura Gospodarki Nieruchomościami) jak i pracownik merytoryczny pan Krzysztof Śledziewski przygotowujący decyzję (ws zwrotu), nie ma wiedzy o spłacie nieruchomości. Mam na to zresztą świadków. Taką też informację na podstawie przygotowanych przez BGN dokumentów przedstawił mój zastępca Radzie Miasta - powiedziała prezydent stolicy na czwartkowym briefingu prasowym.

- W aktach sprawy znajdowała się korespondencja miasta stołecznego Warszawy prowadzona z Ministerstwem Finansów w roku 2010 r. jeszcze na dwa lata przed wydaniem decyzji, wówczas minister finansów napisał, że nie dysponuje dokumentacją związaną z wypłatą odszkodowania za nieruchomość położoną przy Chmielnej 70 na mocy układu zawartego pomiędzy rządem PRL a Królestwem Danii - powiedziała Hanna Gronkiewicz-Waltz

Dodała, że na stronie internetowej resortu finansów "również nie było informacji o wypłacie odszkodowania, były inne adresy".

Reklama

- Takich informacji nie było w ubiegłym roku już za czasów tzw. dobrej zmiany, nie byłoby zwrotu tej nieruchomości gdyby Ministerstwo Finansów wcześniej wydało decyzję administracyjną, a kiedy to zrobiło? Dopiero pod koniec ubiegłego roku - cztery lata po decyzji zwrotowej, kiedy temat zwrotu Chmielnej od pół roku był gorącym tematem medialnym - podkreśliła prezydent stolicy.

Zdaniem Gronkiewicz-Waltz zeznania b. pracowników BGN są wykorzystywane w walce politycznej. - Nie byłoby też tematu zwrotu Chmielnej 70, gdyby Krzysztof Śledziewski pracownik BGN-u, którego zeznania są dzisiaj wykorzystywane jako oręż w walce politycznej ze mną, nie zataił przed przełożonymi dokumentów, które dawały nam możliwość innego rozpatrzenia wniosku - zaznaczyła.

Podkreślił, że Śledziewski "został dyscyplinarnie zwolniony z pracy". - A dzisiaj zeznaje przed komisją i jest wiarygodny jakby wydawało się z atmosfery panującej na komisji, jest źródłem dla komisji - dodała.

Prezydent Warszawy podkreśliła, że w momencie napływających informacji świadczących o nieprawidłowościach dotyczących Chmielnej 70, miasto skupiło się na "dołożeniu starań żeby zabezpieczyć nieruchomość".

- Zrobiłam to co do mnie należało, zwolniłam pracowników dyscyplinarnie, ponieważ zaczęli tuszować dokumenty, na to są oczywiście dowody (...) wprowadzili mnie w błąd bądź nie wykazali się niektórzy odpowiednim nadzorem nad pracownikami jak choćby dyrektor BGN-u - dodała Gronkiewicz-Waltz.

Śledziewski: Różni politycy i radni interesowali się zwrotami

B. urzędnik stołecznego ratusza Krzysztof Śledziewski zeznał przed komisją weryfikacyjną ds. reprywatyzacji, że "było zainteresowanie różnych polityków" sprawami zwrotów nieruchomości. Jako przykłady wymienił pisma Julii Pitery z PO i działacza rolniczego Władysława S.

- Z reguły zainteresowanie radnych i mediów dotyczyło tego, dlaczego taką a nie inną decyzję podejmujemy. W pewnym okresie wprost "naskakiwano" na BGN dlaczego nie zwraca nieruchomości - mówił Śledziewski.

Pytany o b. posłankę Julię Piterę, Śledziewski mówił, że "na pewno pani poseł pisała do BGN, poruszała kwestie generalne". - Jest mi znane pismo, dotyczące nieruchomości przy ul. Szarej. Z tego co pamiętam, pani poseł zwracała się do miasta czy też żądała informacji, dlaczego miasto nie wykonuje swoich decyzji, które wydało. O ile pamiętam, powodem było to, że prokuratura prowadziła cztery postępowania przygotowawcze, dotyczące całego procesu reprywatyzacyjnego, co hamowało podpisanie umowy. Takie jedno pismo pamiętam, że pani poseł zainteresowała się konkretną sprawą, gdzie prawa i roszczenia były zbywane - mówił b. urzędnik.

Z kolei pytany o rolniczego działacza Władysława S. (ma postawione zarzuty w innej sprawie - PAP), Śledziewski stwierdził, że "wpłynęły do BGN akta notarialne, gdy ten pan sprzedawał prawa i roszczenia m.in. do budynku, w którym mieściła się siedziba BGN do roku 2016 r. - pl. Starynkiewicza 7/9". - Tam było wymienione kilka nieruchomości, m.in. w moim referacie na ul. Kopernika. Gdzie sam notariusz zawarł klauzulę, że nie jest przekonany o skuteczności - powiedział.