Komisję weryfikacyjną wymyślono po to, by badała prawidłowość oddawania stołecznych gruntów właścicielom. Jak zapowiadał w październiku 2016 r. prezes PiS Jarosław Kaczyński, ma ona rozwiązać problemy powstałe w związku z "ogromną niesprawiedliwością", jaka zdarzyła się w Warszawie. Nawet jednak jeśli komisja ruszy według planu – a więc w drugim kwartale roku – z patologiami raczej się nie rozprawi. Ustawę, która powołuje ją do życia, napisano bowiem z błędami.
Zgodnie z projektem przedstawionym przez Ministerstwo Sprawiedliwości nowy organ ma uchylać decyzje zwrotowe, m.in. gdy przeniesienie roszczeń do nieruchomości okazało się "rażąco sprzeczne z interesem społecznym" albo jeśli wydanie decyzji reprywatyzacyjnej doprowadziło do zastosowania wobec lokatorów przemocy. Problem jednak w tym, że te zapisy stosować się będzie jedynie do działań komisji – bo to jej dotyczy ustawa. Nie będą z nich natomiast korzystać ani samorządowe kolegia odwoławcze, ani prezydent Warszawy, do których – po uchyleniu – wracać będą spory dekretowe. "Przesłanki te są bowiem adresowane wyłącznie do działania komisji, zaś projekt ustawy nie obejmuje (jak się wydaje) żadnych zmian w przepisach prawa materialnego, będących podstawą wydawania decyzji reprywatyzacyjnych" – zauważa Krajowa Reprezentacja SKO w opinii do projektu.
Działanie komisji będzie więc pozbawione sensu. Co do zasady bowiem ponowne rozpoznanie sprawy dekretowej zapewne zakończy się taką samą decyzją, jaka została przez komisję uchylona – wskazuje adwokat Maciej Górski z Instytutu Badań nad Prawem Nieruchomości.
Wydaje się, że ten projekt przygotowano w oderwaniu od polskiego systemu i porządku prawnego. Pominięto kwestię oddziaływania na siebie poszczególnych działów prawa. Przypuszczam, że zawodowy legislator nie podpisałby się pod nim. Im głębiej analizujemy ten dokument, tym więcej błędów znajdujemy – przyznaje też radca prawny dr Łukasz Bernatowicz.
Reklama
Resort sprawiedliwości uważa jednak, że prawnicy błędnie interpretują przepisy. – Przesłanki uchylenia decyzji to wyraźne wymienienie przez ustawodawcę sytuacji, które – według dotychczasowych relacji – powtarzały się w reprywatyzacjach warszawskich, a które już w momencie ich wystąpienia stanowiły rażące naruszenie prawa – przekonuje Sebastian Kaleta, rzecznik ministra sprawiedliwości.