Polska Federacja Rynku Nieruchomości zapytała pośredników o poziom cen mieszkań. Ich zdaniem większość klientów zawyża wartość swoich lokali. Okazuje się jednak, że agenci sami nie są bez winy i często też podnoszą ceny. Różnice w stawkach za to samo lokum dochodzą do kilkudziesięciu tysięcy.
W ankiecie PFRN aż 2/3 pośredników stwierdziło, że oferty sprzedaży mieszkań do 30 mkw. są przewartościowane. Podobnie w grupie lokali powyżej 50 mkw. Na tym tle najgorzej wypadaj nieruchomości z segmentu popularnego – aż 80 proc. pośredników twierdzi, że ich ceny nie odzwierciedlają realiów rynkowych. Pośrednicy przepytani przez PFRN podkreślają, że często winne jest podejście właścicieli. Ich zdaniem sprzedający wciąż nie kierują się zasadami rynkowymi, ale emocjami. Często z mieszkaniem wiążą się przyjemne wspomnienia i właśnie tym kierują się sprzedający przy wycenie lokum.
"Tymczasem potencjalny nabywca widzi jedynie nieruchomość i oczywiście szuka argumentów na wynegocjowanie obniżki ceny" - czytamy w opracowaniu PFRN. Pośrednicy są coraz bardziej sfrustrowani taką sytuacją. Dominują komentarze, że nieracjonalne zachowanie klientów psuje rynek. W większości prowadzi albo do nieporozumień, kiedy niezadowolony sprzedający rezygnuje z usług agencji, albo znacznie wydłuża czas oczekiwania na kupca. W obydwu przypadkach klient i tak ostatecznie decyduje się na obniżenie ceny. Zdaniem ekspertów z PFRN oferenci wyraźnie tkwią w oczekiwaniach cenowych z okresu bańki cenowej i z niedowierzaniem przyjmują opinie pośredników, że tak wysokie ceny nie rokują zawarcia transakcji.
Czy jednak rzeczywiście winny jest tylko klient? Analiza danych z portali internetowych mówi co innego. Widok tej samej oferty wystawionej do sprzedaży bezpośrednio i przez agencję nie należy do rzadkości. Co ciekawe, w wielu przypadkach drożej zapłacimy kupując z pośrednikiem. Sami agenci przyznają, że jest to problem.
Reklama
"Po pierwsze jest to niezgodne ze standardami zawodowymi pośredników, ale mimo to zdarzają się nieuczciwi agenci działający w ten sposób. Przeglądają oferty w sieci i pozyskują klientów przez telefon, bez obejrzenia nieruchomości i jej dokumentacji oraz bez podpisania umowy pośrednictwa, doliczając swoją prowizję do ceny żądanej przez klienta" - przyznaje Marcin Jańczuk z Metrohouse & Partnerzy.
Z kolei zdaniem Olimpii Bronowickiej z Maxon Nieruchomości, rzeczniczki PFRN, właściciele zgłaszają umowy do wielu biur nieruchomości, w konsekwencji agenci często nie aktualizują cen, nie kontaktują się z właścicielem, aby sprawdzić, czy w ogóle oferta jest nadal na rynku. Obydwoje przyznają, że problem tkwi w głównej mierze w małej popularności umów na wyłączność. Z jednej strony to efekt działalności nierzetelnych pośredników, z drugiej – samych klientów.
"Zdarza się, że klienci mówią: „Pan sobie doliczy wynagrodzenie, ja na rękę chcę tyle i tyle”. Jest to bardzo złe podejście i ja osobiście, słysząc takie słowa, dziękuję za współpracę" - mówi Olimpia Bronowicka. Nie oznacza to jednak, że jest to regułą, a sądząc po efektach, wielu agentów godzi się na takie praktyki. Ilu? Nie wiadomo, środowisko pośredników dostrzega rangę problemu, jednak trudno o konkretne dane.
"Nikt nie prowadzi takich statystyk, choć na pewno nie są to jednostkowe przypadki. Moim zdaniem jest to jednak nielogiczne działanie, bo klient bardzo szybko odnajdzie najtańszą ofertę" - mówi Jańczuk. Niezależnie od przyczyny takie zachowane psuje rynek i prowadzi do chaosu informacyjnego. W ofercie pojawia się często to samo mieszkanie z różnym opisem i różną ceną, zamieszczone w różnym czasie.
"Takie zachowanie często zniechęca potencjalnego kupca" - podsumowuje analityk Metrohouse & Partnerzy.