Jest realna szansa, że najpierw w Polskę, a potem w świat popłynie komunikat, że mieszkania niezależnie od perturbacji utrzymują cenę i to jest dobre miejsce, żeby inwestować - powiedział Kirejczyk podczas konferencji prasowej.

Reklama

W III kwartale br. deweloperzy działający w sześciu największych miastach w Polsce sprzedali 13,3 tys. mieszkań, o 94 proc. więcej niż w poprzednim kwartale i o 17 proc. mniej niż rok wcześniej. Na większości rynków sprzedaż ta została zrealizowana przy cenach ofertowych wyższych niż w II kwartale. Dzięki nowym wprowadzeniom, które wróciły do poziomu z początku 2020 r. i wyniosły 13 tys. lokali oferta utrzymała się na dotychczasowym poziomie, wynika z danych JLL.

Zdaniem ekspertów, liczby opisujące sytuację na rynku pierwotnym w III kwartale bieżącego roku okazały się "mało sensacyjne". Gdyby spojrzeć na nie w oderwaniu od tego, jak rynek zachowywał się w pierwszym, a zwłaszcza w II kwartale, można stwierdzić, że były to po prostu najzwyczajniejsze trzy miesiące w cyklu rynkowym. Deweloperzy sprzedali niemal dokładnie tyle samo mieszkań, ile wprowadzili do sprzedaży, w związku z czym liczba mieszkań w ofercie prawie się nie zmieniła. Wbrew powszechnym oczekiwaniom nie zmieniły się także ceny, podkreśla JLL w analizie.

Przy inflacji wynoszącej w analizowanym okresie blisko 3 proc., kwartalne wzrosty na poziomie 1 proc. można potraktować jako uzasadnioną i umiarkowaną korektę inflacyjną. Jak do tej pory, nie wystąpiły też przesłanki do przecen. Aktywność nabywców wróciła niemal do poziomu sprzed pandemii, a rosnący indeks cen lokali sprzedanych pokazuje, że nie tylko akceptują oni poziomy cen ustalane przez deweloperów, ale swoje zainteresowanie kierują wręcz w stronę mieszkań z wyższych segmentów jakościowych - skomentowała dyrektor działu badań rynku mieszkaniowego JLL Katarzyna Kuniewicz.

Reklama

Fakt, że liczba mieszkań dostępnych do zakupu utrzymuje się na stabilnym poziomie jest kolejnym argumentem przeczącym tezie o nieuchronności spadku cen. Poza Krakowem wzrost poziomu oferty nie przekroczył nigdzie 2 proc., w Warszawie i Wrocławiu pula ta nawet zmalała. Nie rośnie też liczba gotowych niesprzedanych mieszkań. Stanowią one nadal zaledwie 11 proc. oferty wynoszącej na sześciu rynkach łącznie 49,3 tys. To wciąż bardzo blisko udziału gotowych lokali w ofercie notowanego w okresie boomu, który zgodnie z danymi JLL wynosił 10 proc. Dla porównania, w okresie bessy odsetek lokali oddanych do użytkowania, które czekały na nabywcę w ofercie deweloperów sięgał nawet 35 proc., podano również.

Do poziomu sprzed zamrożenia gospodarki wrócił też w minionym kwartale udział tzw. zwrotów. Fala odstąpień od rozpoczętych transakcji była jednym z najtrudniejszych zjawisk z jakim deweloperzy musieli zmierzyć w pierwszych miesiącach pandemii. Największą jego skalę odnotowano w Krakowie, gdzie w II kwartale zwroty sięgnęły 51 proc. sprzedaży brutto. W III kwartale najwięcej mieszkań już raz kupionych wróciło do deweloperów działających w Warszawie. Ich udział sięgnął tam 6 proc. sprzedaży brutto. Najniższy był w Łodzi i Trójmieście, gdzie nie przekroczył 1 proc..

Letnie miesiące były dla deweloperów pracowite, a w biurach sprzedaży panował dużo większy ruch niż wskazywałby na to poziom transakcji odnotowany w kwartale. Mieszkania, z których zakupu rezygnowano praktycznie od ręki znajdowały nowych nabywców, a inwestorów detalicznych, którzy chcieli zarabiać na najmie zastępowali ci, którzy w niepewnych czasach chcieli zabezpieczyć w nieruchomościach swoje oszczędności - powiedział dyrektor działu mieszkaniowego JLL Paweł Sztejter.

Ta rosnąca z miesiąca na miesiąc nowa grupa nabywców zdaniem ekspertów JLL może być w nadchodzącym okresie ważna dla utrzymania stabilności na rynku mieszkaniowym.

Reklama

Istotnym argumentem skłaniających ich do zakupu jest ugruntowana opinia o rynku mieszkaniowym w Polsce jako o bezpiecznej przystani, w której można zabezpieczyć zgromadzony kapitał. To zresztą dotyczy zarówno inwestorów indywidualnych, jak i instytucjonalnych. Ci pierwsi mają w bankach na samych lokatach terminowych zgromadzone ponad 300 mld zł i brak realnej alternatywy na zabezpieczenie utraty ich wartości na rynku kapitałowym. Ci drudzy przenoszą na tzw. living swoje zainteresowanie z tradycyjnych sektorów, które straciły w ostatnich czasach na atrakcyjności - czytamy w analizie.

Wartość rynku pierwotnego w sześciu największych miastach w Polsce można dziś szacować na ok. 25 mld zł rocznie. Nawet jeśli w 2-3 kolejnych latach zakupy mieszkań z myślą o późniejszym ich wynajmowaniu oraz popyt uzależniony od dostępności kredytów zmaleją o kilka miliardów złotych rocznie, wystarczy, że relatywnie niewielki odsetek z rzeszy posiadaczy oszczędności postanowi przenieść je na rynek mieszkaniowy by luka popytowa została wypełniona, a rynek pozostał w równowadze. Dla podtrzymania ich zainteresowania ważne będzie jednak utrzymanie w nadchodzących 2-3 kwartałach stabilnego poziomu cen - zakończył Sztejter.