Zbliża się okres walnych zgromadzeń w spółdzielniach mieszkaniowych. Ministerstwo Sprawiedliwości przyznaje, że prawo wymaga zmian, by prezesi przestali być wszechpotężni. Nieprawidłowości w spółdzielniach mieszkaniowych to powszechny problem czy też po prostu nagłaśniane ponad miarę jednostkowe przypadki, a zainteresowani chcą zbić na tym polityczny kapitał?
Patologii jest dużo. Z moich wieloletnich obserwacji wynika, że jedynie ok. 30 proc. spółdzielni jest zarządzanych sensownie. W pozostałych są większe lub mniejsze nieprawidłowości. Czasem drobne, ale często to bardzo poważne kwestie, wręcz o kryminalnym charakterze. Tak zresztą było w Sokolni, której jestem likwidatorką. Sprzedawano w niej mieszkania z "ludzką wkładką” – czyli robiono to, co znamy z przykładów dzikiej reprywatyzacji. A sprawa wyszła na jaw dopiero po latach, bo władze spółdzielni długo kluczyły, ukrywały szczegóły transakcji.
Mieszkańcy skarżą się na brak jawności. Rzeczywiście prezesi spółdzielni chcą wszystko ukrywać?
Zdecydowana większość boi się jawności. Nie chcą pokazywać, w jaki sposób zarządzają spółdzielnią. I nie dziwię się. Skoro są nieprawidłowości, standardem jest zlecanie usług za zawyżone ceny, obliczanie opłat za lokale według widzimisię prezesów, to nie ma się czym chwalić. Z punktu widzenia prezesów lepiej więc odpowiadać na wszystkie pytania, że "się nie da”. To oczywiście patologia. Członek spółdzielni ma prawo zajrzeć we wszelkie dokumenty, sprawdzić, z czego wynikają opłaty, które musi uiszczać, zapoznać się z dokumentami przetargowymi.
Nie da się tego prawa wyegzekwować?
W teorii się da. Rzeczywistość wygląda gorzej. Ze spółdzielcami, którzy próbują walczyć o swoje prawa, mam stały kontakt. Wielu z nich występuje do sądów o nakaz udostępnienia przez spółdzielnię dokumentów oraz ukaranie prezesów za nieudostępnianie danych. I zapadają wyroki, w których prezes zostaje zobowiązany do zapłacenia 100 zł grzywny. Przecież to kpina. Powszechnie wiadomo, że prezesi spółdzielni zarabiają bardzo dużo. Kary powinny zatem być dostosowane do ich zarobków, tak by zniechęcały do ponownego łamania przepisów. Ponadto sądy – w sprawach dotyczących niegospodarności – powinny oceniać wysokość szkody, która powstała. I osoby zarządzające spółdzielnią powinny być zobowiązane do jej naprawienia z własnego majątku. Po to była zatwierdzana ustawa o konfiskacie rozszerzonej, by można było z niej korzystać. Jeżeli się tego nie uporządkuje, nie będzie odpowiedzialności, natychmiastowej utraty stanowisk, to dalej będziemy brnąć w ślepy zaułek poddanych – członków spółdzielni pracujących na prezesów i rady nadzorcze. Bo one w bardzo wielu przypadkach też w to są zamieszane.