Do tej pory władze miasta złożyło sprzeciwy do 78 wydanych przez komisję weryfikacyjną decyzji, które przyznają poszkodowanym przez dekret Bieruta lokatorom odszkodowanie lub zadośćuczynienie z kasy miejskiej. Kolejnych 18 decyzji stołeczny ratusz analizuje, ale wygląda na to, że one również zostaną zaskarżone.

Reklama

- Chcemy wypłacać te odszkodowania, ale mamy związane ręce. Przepisy są dziurawe i budzą szereg naszych wątpliwości. Być może nawet celowo wprowadzono takie przepisy, by Patryk Jaki mógł twierdzić, że komisja wydaje decyzje, miasto rzekomo nic nie robi, a lokatorzy cierpią - mówi wiceprezydent stolicy Paweł Rabiej.

Prawny impas trwa od wielu miesięcy, ale jest szansa na przełom w sprawie. Jak informuje ratusz, w najbliższy wtorek Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieście zajmie się sprawą odszkodowania dla lokatorki nieruchomości położonej przy Marszałkowskiej 43. Urzędnicy zwracają uwagę, że będzie to pierwsza z serii rozpraw dotyczących spraw o odszkodowania, o których zdecydowała komisja weryfikacyjna. Scenariusze mogą być jednak bardzo różne. - Jest sporo wniosków dowodowych, złożonych przez stronę powodową, dlatego postępowanie może być długotrwałe. Sąd może także zawiesić postępowanie albo rozstrzygnąć to już w pierwszym terminie. Sami jesteśmy ciekawi, co się wydarzy. Problem w tym, że mamy do czynienia z lokatorką, która jest osobą starszą i schorowaną. Jeśli postępowanie przed sądem będzie się wydłużać, istnieje ryzyko, że ta osoba zwyczajnie nie doczeka tego odszkodowania - twierdzi jeden z naszych rozmówców z ratusza.

- Stanowisko sądu będzie cenną wskazówką i swoistym sprawdzianem dla przepisów, które podważamy. Prawdopodobieństwo zasądzenia tych odszkodowań wydaje się małe, z uwagi na wyrażane przez nas wątpliwości odnośnie przepisów odszkodowawczych - ocenia Paweł Rabiej.

Reklama

Na czym polega problem prawny zdaniem władz Warszawy? Ustawa z dnia 9 marca 2017 roku o szczególnych zasadach usuwania skutków prawnych decyzji reprywatyzacyjnych dotyczących nieruchomości warszawskich, wydanych z naruszeniem prawa (Dz. U. z 2017 r. poz. 718 ze zm.) w art. 33 przewiduje, że osobie zajmującej lokal w nieruchomości warszawskiej, będącej przedmiotem decyzji reprywatyzacyjnej, przysługuje od m.st. Warszawy odszkodowanie za poniesioną szkodę lub zadośćuczynienie za doznaną krzywdę, jeżeli wobec tej osoby zastosowano uporczywie lub w sposób istotnie utrudniający korzystanie z lokalu groźbę bezprawną, przemoc wobec osoby lub przemoc innego rodzaju lub podwyższano czynsz albo inne opłaty za używanie lokalu, jeżeli spowodowało to istotne pogorszenie jej sytuacji materialnej.

Władze miasta korzystają z faktu, że od decyzji komisji w tych sprawach mogą wnieść sprzeciw w ciągu 14 dni od dnia doręczenia decyzji. Taki sprzeciw automatycznie oznacza przekazanie sprawy do właściwego sądu. Zdaniem stołecznego ratusza wątpliwości budzi m.in. kwestia odpowiedzialności odszkodowawczej za działania osób trzecich (czyli nowych właścicieli), na które miasto nie miało wpływu i którym nie mogło przeciwdziałać. W takiej sytuacji - zdaniem samorządu - odpowiedzialność mógłby wziąć na siebie Skarb Państwa, które nie zapewniło ochrony lokatorom ze swojej strony, nie wprowadzając np. ustawy reprywatyzacyjnej. W opinii ratusza komisja przyznaje odszkodowania i zadośćuczynienia bez przeprowadzenia "rzetelnego postępowania dowodowego". W aktach spraw zdarzają się sprzeczne oświadczenia właścicieli i lokatorów, a miasto ma problemy z ustaleniem, kto mówi prawdę.

Reklama

- Może to prowadzić do sytuacji, że publiczne środki finansowe trafią do osób, które nie spełniają przesłanek wynikających z ustawy - twierdzą urzędnicy. Kolejna sprawa to legalność wydanych decyzji przez komisję weryfikacyjną. Samorząd twierdzi, że dopóki sprawy nie rozstrzygną sądy administracyjne, nie ma pewności, czy istnieje podstawa do przyznania odszkodowania lub zadośćuczynienia. Wątpliwości budzi też to, jak komisja Patryka Jakiego bada (przed wydaniem decyzji) ustawową przesłankę mówiącą o "istotnym pogorszeniu sytuacji materialnej wnioskodawców". - Zdarzają się przypadki przyznawania przez Komisję Weryfikacyjną odszkodowania lub zadośćuczynienia osobom, które są właścicielami nieruchomości na obszarze m.st. Warszawy i miały oraz nadal mają zabezpieczone swoje potrzeby mieszkaniowe, a zatem nie powinny korzystać z zasobu mieszkaniowego gminy - twierdzą urzędnicy z ratusza.

Miasto wysłało właśnie kilka pism - do marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego, marszałka Senatu Stanisława Karczewskiego, przewodniczącego klubu PiS Ryszarda Terleckiego oraz szefa Komitetu Stałego Rady Ministrów Jacka Sasina. Nakreśla w nim trzy drogi rozwiązania ciągnącego się od miesięcy problemu.

Pierwsza opcja to uchwalenie ustawy o rekompensatach. Projekt w lipcu 2018 r. złożyli w Sejmie posłowie opozycji (druk 2772). Zakłada on ryczałtowe odszkodowania dla wszystkich osób „poszkodowanych brakiem ustawy reprywatyzacyjnej” w przeciągu ostatnich 28 lat. Zgodnie z projektem, przeciętna rekompensata dla lokalu o powierzchni 60 mkw. wyniosłaby ponad 32 tys. zł, a dla 40 mkw. - ponad 21 tys. zł. Całkowite koszty dla budżetu państwa miałyby nie przekroczyć 100 mln zł. Ten scenariusz wydaje się mało prawdopodobny, gdyż w styczniu br. wpłynęło negatywne stanowisko rządu na temat tego projektu.

Drugi wariant to nowelizacja ustawy o komisji weryfikacyjnej. Z końcem listopada 2018 r. do Sejmu ze strony PiS wpłynął poselski projekt w tej sprawie (druk 3070). W sprawie dzieje się niewiele - w grudniu projekt skierowano do I czytania i do zaopiniowania przez organizacje samorządowe. Stołeczny ratusz twierdzi, że wystarczy w pracach uwzględnić propozycje samorządów przesłane za pośrednictwem Unii Metropolii Polskich (zrzeszającej największe polskie aglomeracje). W stanowisku UMP proponuje np. ograniczenie wypłaty odszkodowań i zadośćuczynień osobom, które nie powinny w chwili wydania decyzji reprywatyzacyjnej korzystać z lokalu komunalnego (bo nie miały do tego prawa).

Trzecia opcja to uchwalenie tzw. dużej ustawy reprywatyzacyjnej, którą zapowiadał wiceminister Patryk Jaki i która mimo to nie wpłynęła nawet do Sejmu (wciąż jest na etapie konsultacji rządowych). Ustawa ta całościowo regulowałaby kwestie związane ze skutkami dekretu Bieruta, jednak koszty jej realizacji szacowano w 2017 roku na 10-15 mld zł, były też szacunki mówiące o 28 mld zł.

Jak postępowanie stołecznego ratusza oceniają politycy PiS? - Kabaret - kwituje Sebastian Kaleta, członek komisji weryfikacyjnej i jednocześnie stołeczny radny PiS. - To kolejny unik, by nie wypłacać środków. Paweł Rabiej głosował przecież za tymi decyzjami, wzywał ówczesną prezydent miasta Hannę Gronkiewicz-Waltz do zapłaty, a dzisiaj twierdzi, że trzeba nowych przepisów. Nasze stanowisko jest takie, że miasto ma pieniądze, ma decyzje, może wypłacić środki osobom poszkodowanym, a kwestionowanie uprawnienia córki Jolanty Brzeskiej pokazuje prawdziwe intencje, by nie wypłacać środków - komentuje Sebastian Kaleta.