W Warszawie, Łodzi, Koszalinie, Szczecinie czy we Wrocławiu znalezienie używanego mieszkania w cenie, która kwalifikowałaby się do zaciągnięcia kredytu z dopłatą z budżetu państwa, będzie w zasadzie niemożliwe. W stolicy taki lokal nie będzie mógł być droższy niż 5,6 tys. zł za 1 mkw. – to o niemal 2,9 tys. zł mniej, niż wynosi średnia rynkowa. Dziś za taką kwotę w Warszawie można kupić mieszkanie do generalnego remontu lub w słabej lokalizacji i o niskim standardzie.
Zdaniem analityków i pośredników nieruchomości tak drastyczne ograniczenie limitu znacząco zmniejszy popyt na używane lokale. – Trudno jeszcze określić o ile, ale biorąc pod uwagę, że 60 proc. z ponad 120 tys. kredytów udzielonych do tej pory w ramach „Rodziny na swoim” to były pożyczki na zakup mieszkań używanych, to rynek wtórny czeka zastój – uważa Bartosz Turek, analityk z firmy Home Broker. Dodaje, że spadek popytu wymusi na sprzedających obniżki cen. Stracą na tym nie tylko właściciele mieszkań, lecz także firmy pośredniczące w obrocie nieruchomościami. Według danych D&B Poland Bisnode Group jest ich zarejestrowanych aż 14 tys.
Dziś wiele lokali z rynku wtórnego jest mocno przeszacowanych, bo sprzedający niechętnie godzili się na korektę w dół, licząc na odwrócenie trendu spadkowego. To się jednak zmienia. W Krakowie, Łodzi, Sopocie czy Rzeszowie ceny używanych mieszkań tylko w ciągu ostatniego miesiąca staniały od 0,5 do 3 proc. – Coraz częściej zdarzają się transakcje, że sprzedający schodzą ze stawki wywoławczej nawet 20 – 30 proc. – mówi Piotr Krochmal z Instytutu Analiz Monitoring Rynku Nieruchomości.
Na największe korekty godzą się ci, którzy zaciągnęli kredyt na zakup nowego, większego mieszkania, licząc, że spłacą go ze sprzedaży starego. Jest to jednak coraz trudniejsze, w miarę jak kurczy się liczba osób, które stać na kredyt hipoteczny. Dziś od momentu wystawienia na sprzedaż do podpisania umowy mija ponad 130 dni, podczas gdy w 2009 r. było to tylko 80 dni.
Mniej chętnie schodzą z ceny sprzedający, którzy nie mają noża na gardle. Grzegorz Antoniuk z Nowodworskiego Centrum Nieruchomości twierdzi, że osoby, które kupiły mieszkania w latach 2004 – 2009, wręcz wycofują się ze sprzedaży. – Wolą je wynająć, niż sprzedać za cenę niższą, niż kupili – wyjaśnia. Jednak im więcej lokali do wynajęcia na rynku, tym szybciej i bardziej spadają ceny najmu. Rosną zaś koszty utrzymania i remontów mieszkań.
Nowe zasady „Rodziny na swoim” w mniejszym stopniu wpłyną na ceny mieszkań na rynku pierwotnym. Wielu deweloperów już obniżyło ceny lokali w nowych inwestycjach, tak aby mieściły się w nowych limitach. W Warszawie, gdzie limit będzie wynosił 7011 zł za 1 mkw. nowego lokum, duży jest wybór mieszkań w tej cenie na Białołęce, w Wawrze, a nawet na dalszej Ochocie, Pradze-Południe czy Żoliborzu.
Program po zmianach będzie dostępny nadal dla małżeństw (ale tylko tych, w których najwyżej jedno ze współmałżonków ukończyło 35 lat) oraz osób samotnie wychowujących dzieci – bez limitu wieku. Z programu skorzystają również osoby stanu wolnego i bez dzieci w wieku do 35 lat. Te jednak otrzymają dofinansowanie do kredytu jedynie na 30 mkw., pozostali – na 50 mkw. Program działa do końca 2012 roku i to jest ostateczny termin składania wniosków o kredyt z dopłatą.