Jak przypomniał analityk Open Finance Bartosz Turek, obecnie banki, przy udzielaniu kredytu na mieszkanie, wymagają od kredytobiorcy 20 proc. wkładu własnego. Kwotę tę - jak wskazał - można zmniejszyć o połowę, ale wymaga to poniesienia dodatkowych kosztów ubezpieczenia i wyraźnie ogranicza grono instytucji, w których można się zadłużyć.

Reklama

Chcąc kupić mieszkanie trzeba się także przygotować na koszty zawarcia transakcji i zaciągnięcia kredytu. Wiele z nich trzeba opłacić gotówką, co powoduje, że odłożone 20 proc. wkładu własnego może się okazać kwotą niewystarczającą. Turek zasugerował, że "dla spokoju warto - kupując nowe M - mieć przynajmniej 3 proc. jego wartości na pokrycie kosztów transakcyjnych". Dodał, że w przypadku lokali używanych "bufor bezpieczeństwa" powinien wynosić ok. 8 proc. wartości nieruchomości.

Z opublikowanych wstępnych danych NBP wynika, że za 30-metrową używaną kawalerkę trzeba zapłacić od 92 tys. zł w Zielonej Górze do 217 tys. zł w Warszawie. W przypadku lokali nowych kwoty są wyższe – od 116 do 231 tys. zł za taki sam metraż. Jak wynika z obliczeń Open Finance, w Zielonej Górze kredytobiorca potrzebuje ok. 26 tys. zł w gotówce, natomiast w Warszawie kwota ta sięga nawet 60 tys. zł. W większości miast wojewódzkich przyszły nabywca 30-metrowej kawalerki musi dysponować oszczędnościami w kwocie od 30 do 40 tys. zł. Z taką sytuacją spotkają się mieszkańcy Białegostoku, Opola, Kielc, Szczecina, Łodzi, Bydgoszczy, Olsztyna, Rzeszowa, Katowic i Lublina. Z kolei mieszkańcy Gdyni, Gdańska, Krakowa, Poznania i Wrocławia muszą posiadać o 10 tys. zł więcej.

Turek ocenił, że "całe szczęście jest wiele możliwości, aby kupić mieszkanie dysponując niższą kwotą".

Reklama

Po pierwsze część banków przyjmuje wnioski kredytowe od osób, które posiadają jedynie 10-proc. wkład własny. Drugim sposobem na zdobycie wkładu własnego jest skorzystanie z wygaszanego już programu "Mieszkanie dla młodych", jednak w ramach tego programu można ubiegać się jedynie o pieniądze zarezerwowane na 2018 r.

Ponadto można negocjować wysokość opłaty notarialnej oraz prowizji płaconej pośrednikowi (o ile korzystamy z jego usług).

Podobnie - jak mówił Turek - jest z kredytem bankowym. Przy jego zaciąganiu często pojawiają się koszty, których wysokość można negocjować. Jak tłumaczył, można zgodzić się na włączenie np. prowizji do kwoty zaciąganego długu tzw. kredytowanie prowizji. Należy jednak pamiętać, że wtedy kredytobiorca płaci podwójnie. W ratach oddamy nie tylko kwotę należnej bankowi prowizji, ale też odsetki od tej sumy.

- W skrajnym przypadku zastosowanie wszystkich tych mechanizmów może ograniczyć kwotę potrzebnej do zakupu gotówki o połowę, ale nie łudźmy się – wiąże się to często z dodatkowymi kosztami w przyszłości w postaci wyższych rat - podsumował analityk Open Finance.