Coraz więcej jest także tych, którzy kupując mieszkanie od komorników, nie wprowadzają się do nich, ale nimi... handlują. Szacuje się, że zarobek na lokalach z aukcji komorniczych sięga około 20 proc., czyli średnio 30- 40 tys. zł.
Co trafia pod młotek?
- Najniższa cena, za którą można kupić nieruchomość na pierwszej licytacji, to trzy czwarte sumy oszacowania. Na drugiej licytacji jest to dwie trzecie tej sumy - szacuje w "Rzeczpospolitej" Katarzyna Brzezińska z Grupy Emmerson.
Dla przykładu w listopadzie można było kupić 52,5 mkw. na warszawskich Bielanach za 310 tys. zł, przy czym cena wywoławcza to 232,5 tys. zł lub 32,4 mkw. w Krakowie za 161,3 tys. zł, po cenie wywoławczej 121 tys. zł.
Jak przekonują przy tym eksperci z rynku nieruchomości, liczba ofert stale rośnie. Ba, nierzadko trafiają się także mieszkania nowe, np. kupowane na kredyt.
Uwaga na pułapki
Kupno lokalu na komorniczych aukcjach, nie jest jednak zadaniem łatwym.
- Mimo, że mieszkania z licytacji wydają się okazją, kupujący musi się liczyć z zagrożeniami. Dłużnik - właściciel nieruchomości - rzadko jest zainteresowany sprzedażą i wszelkimi sposobami utrudnia przebieg licytacji, kwestionuje wycenę nieruchomości, nie udostępnia mieszkania do obejrzenia, nie wymeldowuje się z niego dobrowolnie - wylicza Paweł Zielaś, szef firmy Salondomow.pl.
Konieczne w takich przypadkach są m.in. wiedza prawnicza, w tym ta o procedurach komorniczych, a także… bezwzględność w stosunku do współlokatorów.
To jednak nie wszystko, bo bardzo często okazuje się, że potrzebna jest także dodatkowa gotówka. Przyjmuje się, że jeśli komornik sprzedaje nieruchomość za 170 tys. zł - w przypadku mieszania, którego rynkowa wartość to 250 tys. zł - to na remont przyjdzie wydać około 20 tys. zł.