– W aferze reprywatyzacyjnej skala nieprawidłowości ma gigantyczne rozmiary. W grę mogą wchodzić miliardy złotych, a śledczy odkrywają nowe tropy. W tych sprawach mogą się pojawić znane nazwiska – mówi minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro.
Okazuje się, że w proceder zaangażowani byli nie tylko rzutcy prawnicy. Także miliarderzy, którzy znaleźli sposób, jak kosztem kilkudziesięciu złotych wejść w prawa przedwojennych właścicieli spółek. I odzyskać od państwa hektary ziemi w środku miast.
Jak zamienić wartość sentymentalną w majątek
Z naszych ustaleń wynika, że wśród znanych nazwisk, znajdują się osoby uznawane za biznesowych wizjonerów.
– Teraz wychodzi, że ich wizjonerstwo oparte było o przekręt. Chodzi o osobę, która nawet dziś znajduje się w pierwszej dziesiątce najbogatszych Polaków, o osobę, która jest w pierwszej trzydziestce. I – tu nie ma sensu robić tajemnic – o Ryszarda Krauzego – słyszymy od informatora dobrze zorientowanego w śledztwie.
Przekręt miał być oparty na jednym ze sposobów wyłudzania nieruchomości lub odszkodowań, na papiery przedwojennych spółek.
– Grupa osób spostrzegła, że można było bez problemu, za grosze, nabyć dokumenty przedwojennych spółek na bazarach, w antykwariatach i aukcjach internetowych. W oparciu o kupione akcje "reaktywatorzy" wyobrazili sobie, że mogą podawać się za akcjonariuszy przedwojennych spółek – wyjaśnia Leszek Koziorowski, wspólnik w kancelarii GESSEL. Składano do samorządów wnioski o zwrot nieruchomości, które dawnym właścicielom były odebrane wskutek nacjonalizacji.
Mówiąc prościej: osoba, która kupiła dokument o kolekcjonerskim znaczeniu, mający wartość sentymentalną, robiła z niego użytek przed lokalną władzą i sądami. I często odzyskiwała grunty warte majątek, podając się za byłego właściciela.
Po co Krauze reaktywował C. Ulricha
Zdaniem CBA, którego funkcjonariusze w ostatni czwartek przeprowadzili zmasowaną akcję w Warszawie, Kielcach, Krakowie, Gdańsku i kilku innych mniejszych miastach, w ponad 40 przypadkach mogło dojść do popełnienia przestępstw oszustwa, wskutek których Skarb Państwa stracił majątek wart co najmniej kilkaset milionów złotych.
Jedna ze spółek, która została przejęta w kontrowersyjny sposób, to warszawskie Zakłady Ogrodnicze C. Ulrich. Założona w 1805 r. firma została w latach 90. reaktywowana przez Ryszarda Krauzego. Na pozyskanych w ramach reprywatyzacji terenach stoi dziś m.in. galeria handlowa Wola Park, znajduje się tam duża spółdzielnia mieszkaniowa. Budowana jest też stacja drugiej linii metra.
– To gargantuiczny majątek. Jeśli uda się udowodnić, że został przejęty w nielegalny sposób, byłaby to nowa, większa afera reprywatyzacyjna – mówi osoba dobrze zorientowana w śledztwie.
Wśród reaktywowanych spółek są znane przedwojenne podmioty. – Warszawskie Towarzystwo Fabryk Cukru SA, Warszawskie Towarzystwo "Motor" SA, Warszawska Fabryka Masowych Wyrobów Blaszanych „Tłocznia” SA, Przemysł Mydlarski i Perfumeryjny "Fryderyk Puls" SA, Siła i Światło SA, ESGE SA w Krakowie, Elektrownia w Kielcach SA, Zjednoczone Browary Warszawskie "Haberbusch i Schiele" SA, Zakłady Amunicyjne "Pocisk" SA, Jaworzyńskie Komunalne Kopalnie Węgla SA i wiele innych – wylicza jednym tchem mec. Leszek Koziorowski.
Problem na życzenie państwa
Przez lata państwowe służby otrzymywały sygnały o możliwych nieprawidłowościach, lecz nie podejmowano zdecydowanych działań. Jerzy Mrygoń, były wicedyrektor Biura Gospodarki Nieruchomościami, w książce "Reprywatyzacja warszawska. Byli urzędnicy przerywają milczenie", zapytany o proceder reaktywacji przedwojennych spółek, utyskuje, że informował o takich przypadkach.
"Chodziło o spory majątek, więc chcieliśmy zainteresować sprawą Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego, która prosiła swego czasu o informacje o próbach reaktywacji spółek na podstawie akcji kolekcjonerskich. Moje pismo pozostało jednak bez odpowiedzi. Napisałem więc po raz drugi. Dostałem wtedy odpowiedź, zgodnie z którą miałem się zwrócić do jednej z prokuratur apelacyjnych. Powiadomiłem więc o sprawie wskazaną prokuraturę apelacyjną. Po kilku tygodniach dostałem informację, że sprawę przekazano do prokuratury okręgowej. A po kolejnych, że znowu nastąpiło przekazanie, tym razem do prokuratury rejonowej" – stwierdził Mrygoń.
Marcin Bajko, były szef stołecznego BGN, zapewnia w rozmowie z DGP, że stołeczni urzędnicy nie mogli nic więcej zrobić.
– Sądy, KRS i inne organy rejestrujące pochylały się nad problemem reaktywacji przedwojennych spółek i dochodzili do wniosku, że czynności były dokonywane zgodnie z prawem. Problem w tym, że większość z tych spółek nie została wykreślona z rejestru handlowego. Organy państwowe nie zniszczyły ani skutecznie nie anulowały dawnych akcji spółek, a przecież państwo było w ich posiadaniu – tłumaczy Bajko.
– Ówczesny minister Skarbu Państwa powinien wykonywać swoje funkcje w reaktywowanej spółce, np. brać udział w głosowaniach lub doprowadzić do likwidacji reaktywowanej spółki – nie robił tego. A zatem to problem, który powstał na własne życzenie państwa – dodaje.
Zbigniew Ziobro przyznaje, że skala nieprawidłowości miała gigantyczne rozmiary. I z miesiąca na miesiąc wychodzą nowe kwestie, a śledczy dziwią się, że przez lata dochodziło do skandalicznych zaniechań. Dlatego trzeba działać dwutorowo. Po pierwsze, osądzić wszystkich, którzy dorobili się na reprywatyzacyjnym procederze, choć nijak nie ucierpieli na nacjonalizacji majątku. Po drugie – jak podkreśla minister sprawiedliwości – fundamentalne znaczenie ma przygotowana przez wiceministra Patryka Jakiego ustawa reprywatyzacyjna. Tak, by problem już nigdy nie powrócił.