Branża deweloperska nieźle sobie radzi z obecnym kryzysem. – Realizacja naszych inwestycji przebiega zgodnie z planem, dzięki czemu odbiory mieszkań odbywają się w zakładanych terminach – podaje biuro prasowe Dom Development i podkreśla, że udało się utrzymać ciągłość działania biur sprzedaży, mimo trwającej pandemii.
Podobnie jest u konkurentów. – Sądzimy, że wpływ epidemii na rynek budownictwa mieszkaniowego nie będzie duży – już teraz notujemy powrót klientów – mówi Joanna Chojecka, dyrektor do spraw sprzedaży i marketingu spółki Robyg. Deklaruje, że jej firma nie zmienia swojej polityki cenowej czy podażowej. A to, że część klientów może teraz odwlekać decyzje o zakupie mieszkań, jest jej zdaniem zjawiskiem krótkoterminowym. W ciągu całego roku nie powinno ono mieć wpływu na wielkość sprzedaży. A w i dłuższym rynek nadal będzie mocny, bo Polska boryka się ze strukturalnym niedoborem mieszkań. Co – jak mówi dyrektor sprzedaży w Robyg – gwarantuje duży popyt w tej branży na co najmniej 10–15 lat. Firma nie zakłada zmian cen mieszkań na rynku, choć oczywiście ewentualny kryzys gospodarczy będzie miał na niego wpływ – ale raczej od strony korporacyjnej. To znaczy silniejsze będą przejmowały te słabsze i będą umacniać swoją pozycję.
Na tę dłuższą perspektywę zwraca też uwagę Dawid Wrona, dyrektor sprzedaży w dziale mieszkaniowym Echa Investment. Jak mówi, rynek nieruchomości to nie jest sektor szybkich zmian. – Dziś nie spodziewamy się obniżek cen, bo nie ma ku temu przesłanek. Jesteśmy po kilku tygodniach epidemii, która wpływa na sprzedaż, ale rynek dość szybko wraca do normalnego funkcjonowania – ocenia Wrona. Przywołuje analizę domu maklerskiego Michael / Ström, z której wynika, że zdecydowana większość deweloperów ma dobrą sytuację finansową i dlatego rynkowi mieszkaniowemu nie grozi wyprzedaż mieszkań. – Deweloperzy nie finansują obecnie zakupu gruntów krótkoterminowymi kredytami bankowymi, mają rozsądny poziom zadłużenia oraz dzielą projekty na mniejsze etapy. Dlatego firmy nie będą zmuszane do przyspieszania rotacji zapasów, co zmniejszy presję na obniżanie cen – uważa Dawid Wrona.
Reklama
Eksperci, którzy badają polski rynek mieszkaniowy, są jednak bardziej ostrożni w ocenach. Adam Czerniak, dyrektor do spraw badań think tanku Polityka Insight, zwraca uwagę, że takie dostosowywanie podaży do bieżących wydarzeń na rynku w przypadku tej branży może być trudne ze względu na długość procesu inwestycyjnego. – Mieszkania oddawane do użytku teraz były zaplanowane 2–3 lata temu, ich sprzedaż ruszyła półtora roku temu. Właściwie podaż mieszkań na ten rok mamy już ustaloną, deweloperzy będą mogli nią sterować pewnie dopiero w przyszłym roku – mówi Czerniak. Według niego ryzykiem dla scenariusza stabilnych cen byłoby masowe wycofywanie się klientów, którzy już zawarli wstępne umowy i wpłacili zaliczki. – Takie mieszkania, dziś uznane za sprzedane, będą wracać na rynek, a wystawiający je ponownie deweloperzy będą mogli je zaoferować po obniżonej cenie. Dlatego odpowiedź na pytanie, jak duża część zakontraktowanych już mieszkań zostanie ostatecznie sprzedana, jest istotna dla prognozy cen – mówi Adam Czerniak.
Reklama
Ekspert zastrzega, że nie spodziewa się gwałtownego załamania, ale dziś jest więcej pytań o przyszłość mieszkaniówki niż odpowiedzi. Jedno wydaje się pewne: z tak dynamicznym wzrostem cen mieszkań jak przed pandemią możemy się pożegnać. Nie sposób dziś jednoznacznie stwierdzić, czy te podwyższone ceny uda się na rynku utrzymać, czy raczej czeka nas ich spadek.
To będzie zależało od kilku czynników, z których dwa są najważniejsze: dostęp do kredytu hipotecznego i utrzymanie popytu inwestycyjnego na mieszkania – mówi Adam Czerniak. Zwraca uwagę, że banki wyraźnie zaostrzyły politykę kredytową, zwiększając wymagany wkład własny.
Dla osób o przeciętnych dochodach kredyt hipoteczny jest poza zasięgiem. Nie wiadomo, czy to się szybko zmieni, przy tak niskich stopach procentowych bankom nie za bardzo opłaca się udzielać tych kredytów. To może obniżać popyt na mieszkania – mówi Adam Czerniak.
Otwartą sprawą jest popyt inwestycyjny. Po obniżce stóp lokowanie pieniędzy w banku zupełnie się nie opłaca. Ale z drugiej strony agresywne inwestowanie w nieruchomości stało się bardziej ryzykowne.