Po latach wyznaczania kolejnych rekordów liczby sprzedanych mieszkań, na rynek deweloperski wkroczyło spowolnienie. Wciąż sprzedaż jest na poziomach notowanych w bardzo dobrym 2016 roku, ale dziś już nikt nie ma złudzeń, że rekord odnotowany w 2017 roku nie zostanie w bieżącym roku pobity. Z prognoz przygotowanych przez firmę doradczą REAS wynika, że deweloperzy w 2018 roku mogą sprzedać około 62,5 tys. mieszkań na 6 największych rynkach. To odrobinę więcej niż w roku 2016, ale o 14 proc. mniej niż w rekordowym 2017 roku.

Reklama

Gorsze wyniki, to lepsze rabaty

Jeśli ktoś potrzebuje dziś mieszkania, to powinien tę słabość deweloperów wykorzystać. Sprzyja temu też zbliżający się koniec roku. Deweloperzy mogą chcieć podreperować bieżące wyniki sprzedaży. Jest to przecież dla nich bardzo ważny wskaźnik efektywności, którym np. giełdowe firmy chwalą się przed akcjonariuszami. Taka sytuacja sprzyja nabywcom, którzy chcieliby w biurze sprzedaży wynegocjować rabat. Co warto podkreślić – podczas tych negocjacji - lepiej też nie skupiać się wyłącznie na cenie za metr. Znacznie łatwiej jest z taką firmą negocjować np. niższą cenę miejsca postojowego (ze względów podatkowych), darmowy ogródek lub niższą cenę pakietu wykończeniowego.

Reklama

Niestety nie możemy tu nadmiernie przesadzić – na rynku wciąż jest dużo osób chcących kupić mieszkanie. Jeśli będziemy wymuszać na deweloperze wysoki na przykład dziesięcioprocentowy rabat, to z dużym prawdopodobieństwem nie uda nam się lokalu kupić.

Statystyka potwierdza jednak, że czwarty kwartał jest korzystny dla nabywców. Przeciętna cena mkw. stołecznego mieszkania deweloperskiego była w ostatniej dekadzie o 112 złotych niższa niż ta z trzeciego kwartału – wynika z danych NBP przeanalizowanych przez Open Finance. Statystycznie rzecz ujmując kupując 50-metrowe "M" pod koniec roku można liczyć na to, że w Warszawie jego całkowita cena będzie średnio o 5-6 tys. zł niższa niż gdyby zakupu dokonywać w trzy miesiące wcześniej.

Reklama

Banki też chcą sprzedać jak najwięcej

Podobny mechanizm działa w przypadku kredytów hipotecznych. Marże kredytów oferowanych pod koniec roku są bardzo często niższe. W efekcie – jak wynika z danych NBP za lata 2008-2017 – marże z umów kredytowych podpisywanych w styczniu i lutym są niższe niż w grudniu czy całym drugim półroczu. Powód jest prosty – jeśli ktoś pod koniec roku zdecyduje się na zakup mieszkania, to procedury kredytowe najprawdopodobniej przeciągną się na pierwsze miesiące kolejnego roku.

Korzystając z oferty z końca roku można liczyć na realne oszczędności. Nie będą one powalające, ale obniżenie marży kredytowej o 5-10 punktów bazowych oznacza, że przez 30 lat odsetki od kredytu zaciągniętego na 300 tys. złotych (średnia kwota, którą zaciągają nabywcy 50-metrowych stołecznych lokali) będą łącznie o 3-6 tys. złotych niższe. Tyle mówi średnia, ale zarówno w banku, jak i w biurze sprzedaży dewelopera wprawny negocjator może ugrać więcej.