W ostatnich dwóch miesiącach osoby poszukujące mieszkania w Warszawie mogły liczyć na średnio 2,1 proc. upustu. Od stycznia 2010 r. odsetek ten pozostaje niemal niezmienny – zimą ubiegłego roku uzyskać można było 1,8 proc. rabatu, zaś jesienią 2,1 proc. Pod koniec roku właściciele znów dawali większe upusty. Największe przeceny dostali ci, którzy kupili mieszkanie w trakcie wakacji 2010. Wtedy, jedyny raz od dwóch lat wskaźnik ten zbliżył się do 3 proc.
– Średnia kwota transakcji przeprowadzonej w marcu i kwietniu w Warszawie to 393 tys. zł., a wynegocjowana kwota rzędu 8253 zł nie jest szczytem marzeń kupujących. Dla pocieszenia osób zainteresowanych nabyciem mieszkania warto odnotować, że w 27 proc. transakcji sprzedający nie obniżyli ceny mieszkania nawet o złotówkę – zauważa Mariusz Kania, prezes zarządu Metrohouse & Partnerzy.
Trzeba jednak pamiętać, że choć sprzedający udzielają rabatów niechętnie, to de facto ceny transakcyjne topnieją. Wpływ na to mają stawki ofertowe, a te kurczą się z miesiąca na miesiąc. Zyskać mogą także osoby, które poszukują okazji. Na rynku trafić można na prawdziwą perełkę cenową. W publikowanych na naszych łamach mapach transakcji znaleźć można np. 63-metrowe lokum na Bemowie, którego właściciel początkowo żądał 450 tys. zł. Ostatecznie nieruchomość została sprzedana za 45 tys. mniej. Takie oferty należą jednak do rzadkości.
– Największe negocjacje – powyżej 10 proc. ceny ofertowej pojawiły się zaledwie w 2 proc. transakcji – podsumowuje Mariusz Kania.
Reklama
Przy próbach obniżenia ceny należy zachować zdrowy rozsądek. Sprzedający nie są już pod taką presją jak w czasach kryzysu, kiedy to wisiało nad nimi widmo drożejącego franka i redukcji zatrudnienia. Obecnie to osoby poszukujące mieszkania są bardziej zdeterminowane, by szybko dopiąć transakcję. Obawiają się zapowiadanego od miesięcy końca programu „Rodzina na swoim” na rynku wtórnym, tym bardziej że od kwietnia wojewoda mazowiecki ustalił dla Warszawy niebotycznie wysoki wskaźnik cen. Rządowymi dopłatami objęte są mieszkania warte maksymalnie 9,8 tys. za mkw. Może się zatem okazać, że podczas liczenia zaskórniaków i prób zbicia ceny ktoś sprzątnie nam lokum sprzed nosa.
Reklama
Koniec programu rządowych dopłat na rynku wtórnym to jednak miecz obosieczny. Po zniknięciu dopłat skurczy się grono kupujących, a to oznacza większą konkurencję po stronie podażowej i odpływ potencjalnych klientów na rynek pierwotny, który już teraz oferuje rekordową liczbę mieszkań.
Zainteresowaniem kupujących cieszą się głównie nieruchomości z segmentu popularnego. Jak wyliczyli analitycy Metrohouse & Partnerzy, przeciętne mieszkanie, które znalazło nabywcę zaledwie w ciągu 30 dni od daty zgłoszenia, to lokal dwupokojowy o powierzchni 42 mkw. przy średniej cenie metra kwadratowego 7,8 tys. zł. Dla porównania średni czas sprzedaży dla całego rynku jest blisko trzy razy dłuższy i wynosi 89 dni.
Mimo nadchodzącego sezonowego spowolnienia sprzedaży, które tradycyjnie przypada w wakacje, komentatorzy rynku zakładają, że atrakcyjne produkty będą coraz szybciej znikać z rynku. Wpływ na to mają wspomniane wcześniej topniejące ceny ofertowe oraz sytuacja finansowa klientów. Wymagania banków wobec potencjalnych kredytobiorców nie są wyśrubowane, więc kupujący nie mają problemu z dostępem do gotówki. Przy czym dotyczy to mieszkań o powierzchni 40 – 50 mkw. wartych około 400 tys. zł. Właściciele największych lokali w oczekiwaniu na klienta wciąż muszą uzbroić się w cierpliwość.