Wielka płyta – wielki problem?
Na pewno nie na tyle, żeby budowane w tej technologii bloki wyburzać w najbliższych latach. Kiedyś na pewno będzie trzeba, ale to jeszcze nie ten czas.

Reklama

Ale pojawiają się głosy, że "żywotność wielkiej płyty określono pierwotnie na ok. 60-70 lat".
Ale czyje? Kto tak mówi? Bo wiele osób zwraca się do mnie z podobnymi pytaniami i podobnymi danymi.

To akurat fragment z dokumentu sejmowej komisji infrastruktury.
Sejmowa komisja infrastruktury, przepraszam bardzo, ma w tym przypadku braki wiedzy.

To na ile Pan określa żywotność budynków z wielkie płyty?
Do 120 lat, a powtarzam za ojcem wielkiej płyty w Polsce, czyli prof. Bohdanem Lewickim.

Reklama

Trwa ładowanie wpisu

Co po tym czasie mogłoby wpłynąć na decyzję o ich ewentualnym wyburzeniu?
Dwie kwestie. Trwałość budynku, o której decydują m.in. złącza, a także komfort użytkowania. Przy czym ten ostatni często już dziś nie odpowiada potrzebom.

Zacznijmy od złączy.
Przy złym wykonaniu i braku np. otuliny cementowej, może się wdać korozja i osłabić całą konstrukcję. Ale, od razu uspokoję, złącza już badano i nie znaleziono negatywnych przykładów.

Kilka lat temu głośno było też o wieszakach…
Tam, gdzie były one robione ze stali nierdzewnej, potrafiły pękać – bo była to stal nieuspokojona. Ale to był inny okres i inne obowiązywały zasady ich produkcji. A temat wziął się stąd, że kilka płyt faktycznie odpadło, co spowodowało spore zamieszanie. Dla budynków nie jest to groźne, ale dla przechodniów i samochodów, którzy mogą znaleźć w zasięgu takiej spadającej płyty, już tak.

Tym bardziej, że taka płyta potrafi ważyć do 500 kg. Gdzie zastosowano stal nieuspokojoną?
W szeregu budynków, które zostały przebadane; wcześniej zostały ujęte w rejestrach. A mogło to być rozwiązanie na dłużej niż liczona jest sama trwałość budynku, bo już stal nierdzewna nie podlega korozji.

Gdzie te budynki stoją?
Nie dysponuję takimi rejestrami. Powiem tylko, że wiązało się to z określonym systemem ich wznoszenia, a wszystkie wadliwe elementy zostały zlokalizowane – płyty zewnętrzne przyśrubowano do konstrukcji nośnej.

Reklama

Inne problemy?
Dotyczyły np. trwałości balkonów, co też zostało poprawione. Wcześniej bywało i tak, że jak traktor przejeżdżał pod balkonem i zahaczył o wsporniki, to wszystkie potrafiły runąć. Zmieniono więc ostatecznie ich system mocowania. Poza tym był jeszcze problem z xylamitem, którym nasączano posadzki i płyty. To bardzo silny środek chemiczny, który mógł powodować uszkodzenie układu nerwowego. Ale w latach 60. i na początku 70. usunięto go z budynków.

Ze wszystkich?
Z części, bo zastosowano go w 6 do 10 proc., patrząc teraz na ogólną liczbę budynków w Polsce. Ale dawniej były to znaczne ilości.

A co z azbestem – jest? Nie ma go?
Był w płytach zewnętrznych używanych przy ociepleniach, ale też się z tego wycofano. Co ważne, on nie był trujący "od razu". Włókna azbestu, które przypominają haczyk wędkarski lub harpun, wbijają się w przewód oddechowy i dopiero po dłuższym czasie otorbiają się i mogą prowadzić do powstawania nowotworów. Ale, jak powtarzam, zostało to już usunięte.

Jest coś, czego jeszcze nie usunięto?
Nie wiem, jak do końca wygląda sprawa pokryć dachowych, bo płyty azbestowo-cementowe były dawniej masowo stosowane na dachach, szczególnie na wsiach, na stodółkach i innych budynkach gospodarczych. Nie są szkodliwe – o ile ich się nie rusza. Gorzej, jeśli w grę wchodzi gospodarskie podejście i samodzielnie przystępujemy do ich zrywania i utylizowania. Zgodnie z ustawą, powinno być to robione z zachowaniem należytych środków ochronnych.

Płyty azbestowo-cementowe na blokach też były stosowane?
Tylko jako element związany z ociepleniem budynku. I z tego co wiem, też zostały usunięte.

Komfort użytkowania – co się w tym przypadku zmieniło?
Wysokość mieszkania, po drugie – szerokość klatki schodowej i po trzecie – liczba wind. W tym pierwszym przypadku kiedyś musiało to być co najmniej 2,2 m, a to i tak niewiele. W praktyce budowało się więc mieszkania na 2,4-2,6 metra, podczas gdy teraz 2,8-3 m w zależności od potrzeb i zamożności przyszłych lokatorów.

O ile poszerzono klatki? Bo słyszałam historie, że nie mieściły się w nich trumny.
Na tyle, że dziś swobodnie można wejść po schodach z noszami, jeśli trzeba. Oczywiście, jeśli nie ma wind. Bo budynki 5-pietrowe dawnego typu były bez wind. Teraz jest to niemożliwe – powyżej czterech kondygnacji winda musi być, takie są przepisy.

Dużo jest takich bloków z klatką schodową cienką jak jelito?
Dawniej taki był standard budowania. Ale chcę tu powiedzieć jeszcze o jednym: patrzymy na wielką płytę jak na relikt socjalizmu, a to przecież nieprawda. Podobne budynki były stawiane także w Anglii, Francji, Szwecji i wielu innych państwach zachodnich. Nawet wcześniej niż u nas. W wielu stoją do tej pory.

Ale w wielu przynajmniej w części już je rozebrano.
Tam gdzie społeczeństwo jest bogate, tam żąda lepszego komfortu mieszkania, stąd teraz popularność tego tematu. Natomiast te budynki są mocne, odporne nawet na wybuch gazu. Przypomnę choćby sytuację z Gdańska. Wszędzie tam zdały egzamin, konstrukcja nie została naruszona. Poza tym większość z nich i tak przeszła modernizacje i remonty.

A sprawdza się na bieżąco ich stan techniczny?
Tak, obowiązują zarówno przeglądy jednoroczne, jak i pięcioroczne osobno dla każdego budynku. Sprawdza się wówczas trwałość konstrukcji – za pomocą specjalistycznych narzędzi - a także działanie instalacji. Nie wszyscy o tym wiedzą, ale budynek powinien mieć książkę obiektu, w którą wpisuje się każdy taki przegląd i nazwiska osób z uprawnieniami, które ich dokonują.

Nie ma się w takim razie czego obawiać?
Absolutnie nie. Także dlatego, że najgłośniej o wyburzaniu wielkiej płyty krzyczą na ogół deweloperzy, co stwierdzam z przykrością. Sam kiedyś nim byłem, i to dużym. Chodzi im przede wszystkim o to, by zrobić miejsce pod nowe budownictwo, na którym przecież zawsze można więcej zarobić.