Po przegranych wyborach prezydenckich w 2015 r. Bronisław Komorowski wynajął na swoje biuro i siedzibę pomieszczenia w pałacu Pod Blachą, który znajduje się w kompleksie Zamku Królewskiego.

Reklama

Jako były prezydent miał prawo do rozliczania się za wynajmowane pomieszczenia wg stawki preferencyjnej i płacił za biuro o powierzchni 72 mkw. niecałe 2 tys. zł miesięcznie. Natomiast fundacja płaciła niemal trzykrotnie więcej, bo około 3,7 tys. za niecałe 50 mkw. - informuje Onet.pl. Już wtedy wywołało to protesty na prawicy.

Do pałacu zaprosił Komorowskiego prof. Andrzej Rottermund, którego ideą było, by wszyscy byli prezydenci mieli biura w kompleksie Zamku Królewskiego.

Prawdziwe problemy rozpoczęły się w roku 2016, kiedy na emeryturę przeszedł prof. Rottermund. Najpierw minister kultury - prof. Gliński - nie zgodził się na objęcie posady dyrektora Zamku Królewskiego przez Małgorzatę Omilanowską, pomimo, że takiego wyboru dokonała rada powiernicza. Na następcę wyznaczono dr. hab. Przemysława Mrozowskiego.

Reklama

Nowa dyrekcja wycofała się z pomysłu prof. Rottermunda. Nie chciano nawet wynajmować sal na jednorazowe konferencje z udziałem Lecha Wałęsy i Aleksandra Kwaśniewskiego; takie informacje uzyskał Onet.pl od Bronisława Komorowskiego.

- Umowa najmu miała charakter czasowy i jej czas obowiązywania po prostu dobiegł końca. Nie mam informacji, jakoby instytut starał się o przedłużenie umowy - twierdzi Izabela Witkowska-Martynowicz, kierownik biura prasowego Zamku Królewskiego.

Natomiast bliski współpracownik Komorowskiego mówi, że próbowano sprawdzić możliwości przedłużenia umowy na kolejne lata, jednak spotkano się z odmową. - Wiemy, że to efekt nacisków ministerstwa kultury - dodał.

Reklama