Kongres zorganizowała organizacja Miasto Jest Nasze; wzięli w nim udział m.in. Mazowiecki Wojewódzki Konserwator Zabytków Barbara Jezierska, naczelnik Wydziału Estetyki Publicznej Urzędu Miasta Warszawy Wojciech Wagner, Bartłomiej Kolipiński z Towarzystwa Urbanistów Polskich oraz Jakub Jędrak z Polskiego Alarmu Przeciwsmogowego.

Reklama

Jezierska mówiła, że Warszawa nie potrafi dostatecznie dbać o zabytki w przestrzeni miejskiej. Krytykowała szczególnie "quasi-modernistyczne nadbudówki" na zabytkowych lub zbudowanych zupełnie w innym stylu kamienicach i domach, "mniej lub bardziej udane próby transplantacji" elementów zabytkowych, brak zainteresowania dla niszczejących zabytków miasta.

Zdaniem Jezierskiej, ratusz często skupia się "nie na tym co trzeba" - np. "pompując sprawę rewitalizacji Pragi, co jest działaniem bardziej propagandowym niż rzeczywistym", zamiast pilnować np. działalności deweloperów.

Wagner oraz Łukasz Fiszer z zarządu Miasto Jest Nasze skupili się na problemie obecności zbyt dużej liczby reklam w Warszawie. Fiszer opowiadał o działaniach internetowych aktywistów na rzecz "właściwego kształtu" przyjętej w maju 2015 roku tzw. ustawy krajobrazowej, która m.in. daje radom gmin narzędzia do podejmowania decyzji w zakresie obecności reklam w przestrzeni publicznej.

Reklama

Przypomniał, że początkowo Sejm wniósł do ustawy poprawki, które - jak ocenił - "zupełnie wybijały jej zęby". - Posłowie chcieli m.in., by kary za nielegalne rozwieszanie reklam były skandalicznie niskie i nakładane tylko raz na dany podmiot, by kwestia wielkości i rodzaju wieszanych szyldów na miejskich budynkach była nieuregulowana, by ustawa stała się atrapą - powiedział.

Dlatego - mówił Fiszer - internauci zorganizowali się i postanowili z pomocą organizacji i ruchów miejskich przekonać senatorów, by te poprawki "zlikwidowali". - Nie odpuściliśmy; wysyłaliśmy setki maili, przede wszystkim do senatorów z Warszawy, byliśmy na komisjach, spotkaniach z ich udziałem. Udało się - powiedział.

Reklama

O realizacji ustawy krajobrazowej mówił Wagner. Przypomniał, że ustawa krajobrazowa daje pewne możliwości samorządom, co do regulowania wyglądu i funkcjonowania przestrzeni publicznej. Zapewnił, że władze Warszawy chcą, by stosowna uchwała dot. miasta powstała jeszcze w tym roku. Wskazywał, że sprawa nie jest prosta, ponieważ dotyczy dużej i zróżnicowanej przestrzeni miasta; mówił, że dotyczy nie tylko wielkości i rodzaju reklam, ale też płotów i ogrodzeń. Zaznaczał, że niektóre z nich powinny zostać natychmiast zlikwidowane, szczególnie gdy zaburzają ciągi komunikacyjne - czyli np. "ucinają" dostęp do dróg czy ścieżek rowerowych. Podkreślał, że inne, np. obrośnięte zielenią ogrodzenia na Żoliborzu, powinny być pozostawione.

Bartłomiej Kolipiński przekonywał z kolei, że Warszawa powinna "zapanować nad chaosem przestrzennym". Mówił, że jest on efektem "odreagowania systemu socjalistycznego, a także wiary w moc niewidzialnej ręki rynku". Według eksperta oba te czynniki doprowadziły do przyjęcia prawa, unieważniającego istniejące plany miejscowego zagospodarowania przestrzennego. Na terenach pozbawionych takiego planu - zauważył - można było prowadzić niemal dowolne działania inwestycyjne, jedynie na postawie decyzji o warunkach zabudowy. - Tak Polska stała się krajem przestrzennego bezprawia - ocenił.

Podkreślił, że w związku z tym dziś w Polsce "mamy do czynienia ze swoistym wyścigiem: czy miasto szybciej uchwali plan miejscowego zagospodarowania czy deweloper uzyska tzw. wuzetkę - czyli decyzję o warunkach zabudowy i zagospodarowania terenu".

- Polska zabudowa przestrzenna ma teraz następujące cechy: jest nieprzewidywalna - bo nie wiadomo, co jutro wybuduje sąsiad; konfliktogenna, nieefektywna, niebezpieczna, a poza tym bezładna i brzydka - ocenił.

Podczas kongresu do walki ze smogiem zachęcał Jakub Jędrak. Według niego jesteśmy w tej sprawie "niechlubnym liderem w Europie", a niektóre polskie miasta - szczególnie Kraków i Nowy Sącz - mają kilkudziesięciokrotnie większe stężenie m.in. będących w składzie smogu bezopirenów niż największe metropolie europejskie. Alarmował, że to powoduje większą śmiertelność mieszkańców, a także rosnącą liczbę zachorowań na choroby nie tylko układu oddechowego, ale i krążenia.