Deweloperzy i klienci nauczyli się obchodzić zasady obowiązujące w programie „Rodzina na swoim”. W efekcie państwo dopłaca do rat kredytów zaciągniętych na znacznie droższe mieszkania, niż pozwalają na to ustawowe limity. Przykładowo w Warszawie limit ceny metra kwadratowego mieszkania na rynku pierwotnym wynosi 6435 zł. Ale niektórzy mogą dostać dopłatę nawet do mieszkań wartych po 8 tys. zł za mkw. W jaki sposób?
– Miałem odłożone 100 tys. złotych na mieszkanie. Pośrednik zaproponował, abym zamiast przeznaczać te pieniądze na wkład własny, przekazał je deweloperowi pod stołem. W zamian za to on obniżyłby cenę mieszkania do limitu ustalonego w programie „Rodzina na swoim” i państwo dopłacałoby mi do rat – tłumaczy czytelnik „DGP” z Katowic. Jak sformalizowane miało być owo przekazanie pod stołem, nie dowiedział się, ponieważ zrezygnował z transakcji. Ale „DGP” udało się ustalić, w jaki sposób deweloperzy, agenci i klienci naginają prawo. Mają na to dwa sposoby.
W pierwszym obie strony – klient i deweloper – spisują umowę na prace wykończeniowe. Wpisują do niej kwotę, która później pozwoli obniżyć cenę mieszkania do poziomów mieszczących się w limitach programu. Co do zgodności takiego rozwiązania z przepisami prawnicy mają mieszane uczucia. – Moim zdaniem jest to zgodne. Wykończenie to usługa odrębna od samego zakupu mieszkania, nieobjęta regulacją ustawy „Rodzina na swoim” – uważa adwokat Tomasz Lustyk. Ale Andrzej Michałowski, członek Naczelnej Rady Adwokackiej, widzi niebezpieczeństwo. – Rozbicie transakcji na dwie umowy – sprzedaży i wykończenia – jest możliwe, ale może grozić pociągnięciem do odpowiedzialności za zaniżanie wartości mieszkania – twierdzi.
Inny sposób to obniżanie ceny mieszkania i zawyżanie kosztu zakupu piwnicy czy garażu. Mamy w takim wypadku dwa akty notarialne, deweloper dostaje tyle pieniędzy, ile chciał, a kupujący może liczyć na dopłaty. Przez osiem lat państwo spłaca mu 50 proc. odsetek. W przypadku mieszkania, które kosztuje 320 tys. zł, będzie to ok. 82 tys. zł.
Reklama



Reklama
Jeśli marazm na rynku nieruchomości będzie się przedłużał, przypadków obchodzenia przepisów może przybywać. – Duże spółki deweloperskie z reguły na to nie pójdą, ale małe, którym brakuje środków na spłatę kredytów, już tak – dodaje Paweł Grząbka, ekspert z CEE Property Group.
Prawnicy jednak przestrzegają: taki proceder może grozić dotkliwymi konsekwencjami zarówno dla kupującego, jak i dewelopera. Ustawa o finansowym wsparciu rodzin wyraźnie mówi, że popełnienie przez strony umowy oszustwa kredytowego z art. 297 k.k. musi skutkować wypowiedzeniem umowy kredytu preferencyjnego. Przestępstwo takie podlega też karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.
Jednak wykrycie przekrętu i udowodnienie zmowy jest bardzo trudne. Bank Gospodarstwa Krajowego, który dysponuje rządowymi środkami na dopłaty w „Rodzina na swoim”, przyznaje, że nie zajmuje się weryfikacją umów pod tym kątem.